{gspeech}
Jak ksiądz profesor dalej wspomina, w tym czasie jako dorastający młody człowiek usłyszał „Gadaninki radiowe Starego Doktora”. Fascynacja myślą i osobą Janusza Korczaka oraz pragnienie poświęcenia się pracy wychowawczej nurtowały go coraz bardziej. To będzie miało później wpływ na trzecią pasję księdza Tarnowskiego – na kapłańskie powołanie. Ono również kształtowało się we wczesnym dzieciństwie. Zapowiadało się najwcześniej, jak opowiadała mu później jego mama, która obserwowała 3-letniego malucha, stojącego na kanapie i wygłaszającego swoje kazania. Słuchający „niewiele mogli zrozumieć, bo (kaznodzieja) nie opanował jeszcze w sposób należyty sztuki wymowy, ale podziwiali niezwykłą postawę malca, przewidując jego kapłańską przyszłość”.
Dalej ksiądz profesor wspomina:, „Gdy byłem nieco starszy, zasiadałem nieraz na wysokim krześle, umożliwiającym małemu dziecku branie udziału w posiłkach przy stole wraz z dorosłymi, ale także po to, aby słuchać (spowiedzi) osób ze swego otoczenia. Lubiłem podobno wyznaczać im za pokutę – nie wiem dlaczego – kąpiel w zimnej wodzie. W pokoju ustawiałem ołtarzyk i odprawiałem przed nim nabożeństwa. W ten sposób bawi się wielu chłopców, ale po takiej zabawie często nie pozostają żadne ślady. U mnie było inaczej. Zabawa była znakiem jakiejś głębszej tęsknoty i umiała przemienić się w życiową rzeczywistość. Wieloletnia służba ministrancka wprowadzała mnie coraz bardziej w świat liturgii i spraw związanych z Kościołem” .To wszystko spowodowało, że młody Janusz Tarnowski zmienił gimnazjum Batorego na Staszica, gdzie mógł się uczyć łaciny, potrzebnej w stanie duchownym.
Koledzy z nowej szkoły nadali mu przezwisko „Ksiądz”, które przylgnęło do niego od razu. Z tym przezwiskiem łączy się zabawna historia. Ksiądz Tarnowski wspomina ją z uśmiechem: „Pewnego razu ktoś z kolegów wychylił się przez okno i – widząc mnie na ulicy – głośno zawołał: Ksiądz, chodź tutaj ! Wróciłem na górę w odpowiedzi na wołanie. Ale trzeba trafu, że jednocześnie szedł ulicą autentyczny duchowny, mianowicie nasz katecheta, ksiądz kanonik Jan Wasiak. Wziął on wołanie z okna do siebie, poczuł się więc obrażony i pośpieszył na górę, aby wykryć sprawcę. Nie dawał się długo przekonać, że wołającemu chodziło o Tarnowskiego. Dopiero, gdy ja przed nim stanąłem i przyznałem się do mego przezwiska, dał za wygraną”
{/gspeech}