{gspeech}
Ten splot powołań, które zarysowały się w dzieciństwie, urzeczywistnił się w momencie, kiedy młody Janusz Tarnowski musiał podjąć decyzję o wyborze drogi życiowej. Kim zostać? Aktorem, nauczycielem czy księdzem? Wybrał kapłaństwo, jak mówi po latach: „(…)wybrałem tę ostatnią, dziś po 69 latach trwania w tym stanie jestem nadal przekonany, że na tej drodze urzeczywistniam swoje <najgłębsze ja>, najpełniej mogę być sobą i wcale tego nie żałuję” .
Maturę otrzymał w roku 1937 i bezpośrednio po niej wstąpił do Metropolitarnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk ks. biskupa Antoniego Szlągowskiego 19.06.1943 r. i zaraz potem jako wikariusz znalazł się w Jakubowie, koło Mińska Mazowieckiego. Jak wspomina: „Po trzech tygodniach pojechałem do Warszawy na kazanie odpustowe, do parafii bezdomnych na Annopolu. To był dzień św. Marii Magdaleny, 22 lipca. Potem do Jakubowa wrócić już nie mogłem, zbliżał się front sowiecki.
W tej sytuacji kanclerz Kurii, późniejszy biskup, ks. Zygmunt Choromański, przydzielił mnie do mojej rodzinnej parafii św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży. Tam zastało mnie powstanie. Mało brakowało, a zginąłbym zaraz na jego początku, bo odprawiałem w kościele Mszę św. na kilka godzin przed jego całkowitym zbombardowaniem. Mieszkałem w Śródmieściu, przy ulicy Wspólnej, kiedy zrobiło się tu bardzo niebezpiecznie. Zacząłem odprawiać Msze święte na podwórkach kamienic. Prawie na każdym z nich stała kapliczka, ludzie się modlili i tam, pod bombami, w huku pocisków, sprawowałem Najświętszą Ofiarę. W ten sposób nieoczekiwanie zostałem kapelanem powstania warszawskiego. […] Każdy z nas miał pseudonim, bowiem wyobrażano sobie, że kiedy wejdą wojska sowieckie, nie dowiedzą się nasi <wyzwoliciele>, kim jesteśmy. Mój pseudonim był <Gloria>”.
Zadaniem kapelana było sprawowanie sakramentów pokuty i Eucharystii. Jak mówi ks. Tarnowski: „Co do spowiedzi, to nigdy czegoś podobnego w życiu nie przeżyłem. Spowiadałem bowiem często leżąc obok penitentów z uchem przy ich ustach. Nie było bowiem żadnych łóżek w tych prywatnych mieszkaniach przerobionych na szpitale. Wszystkich układano obok siebie, więc pozostali ludzie – a było ich bardzo wielu, w tym ranni – słyszeliby grzechy sąsiadów. Wielu spowiadało się po raz pierwszy od lat, pod wpływem tego, co się działo. Potem przystępowali do Komunii Świętej” . Za to podtrzymywanie na duchu i sianie optymizmu w czasie Powstania Warszawskiego otrzymał Ks. Profesor Srebrny Krzyż Zasługi, którego nigdy nie widział na oczy. Powiedział mu o tym ks. Stefan Piotrowski, późniejszy wikariusz generalny Prymasa Wyszyńskiego, a w roku 2008 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Obowiązki wikariusza pełnił w latach 1943-1944 w Jazgarzewie, potem w Jakubowie (1944), Bielawach (1944-1945), w parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Warszawie (1945-1946) i św. Floriana w Warszawie (1946-1950). Był także prefektem szkół przy parafii Bożego Ciała na warszawskim Kamionku (1950-1958).
Ksiądz Waldemar Wojdecki, przyjaciel ks. Tarnowskiego, tak wspomina ten okres: „Księdza profesora Janusza Tarnowskiego poznałem w parafii Bożego Ciała na Kamionku w Warszawie. Był moim prefektem w klasie siódmej szkoły podstawowej i w szkole średniej. Prowadzone przez niego katechezy były ucztą duchową. Podczas każdego <spotkania> – bo tak nazywał nasze lekcje religii w kaplicy przy kościele – nas formował swoim wpływem osobistym. Wiedzieliśmy, że nas kocha, że każdy z nas był dla niego kimś ważnym. Dlatego chodziliśmy na te spotkania z największą radością i żal było po godzinie opuszczać kaplicę, bo już niecierpliwie czekała następna grupa. Gdy ktoś z nas opuścił spotkanie, widział, że sprawił naszemu księdzu wyraźny ból. Nie mieliśmy wtedy żadnych pomocy do nauki religii, dlatego ważną pomocą był zeszyt, w którym zapisywaliśmy niewiele zdań, ale za to bardzo celnych. Spotkania w kaplicy były połączone ściśle z niedzielną Mszą Świętą, którą o godzinie 9.00 prowadził ks. Tarnowski. Nie odprawiał jej, ale był z nami, wśród nas i prowadził, czyli komentował poszczególne części Mszy Świętej, recytował z nami poszczególne części stałe. Były to lata pięćdziesiąte i Msza Święta z recytowaniem części stałych należała do rzadkości. […] Integralną częścią Mszy Świętej prowadzonej przez ks. Tarnowskiego było kazanie. Kazania słuchaliśmy bardzo uważnie, bo każdy z nas myślał, że ksiądz mówi właśnie do niego. Kiedy ukończyłem dziewiątą klasę, ks. Tarnowski opuścił parafię Bożego Ciała i objął funkcję kapelana sióstr Rodziny Maryi na ul. Żelaznej. Należałem do ekipy ministrantów, która pomagała w przenoszeniu rzeczy na nowe miejsce pracy duszpasterskiej księdza. […] Będąc kapelanem na ul. Żelaznej ks. Tarnowski zorganizował tam liczną grupę ministrantów, w której harmonijnie współpracowali ze sobą i bardzo młodzi chłopcy, i już dojrzali młodzi ludzie. Tu również ujawnił się talent ks. Tarnowskiego jako znakomitego pedagoga i wychowawcy. Ks. Tarnowski wychowywał ministrantów do rozumienia i ukochania liturgii”. Od roku 1958 do 23.10.2012r. ksiądz Tarnowski był kapelanem Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi przy ul. Żelaznej 97 w Warszawie, gdzie prowadził ożywioną działalność pedagogiczną wśród dzieci i młodzieży, za którą został w 1968 roku odznaczony przez Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego przywilejem noszenia rokiety i mantoletu.
{/gspeech}